zdjęcie przedstawia Marię Małecką-Rzodkiewicz na tle zieleni.

Małecka-Rzodkiewicz: Praca z młodzieżą jest moją siłą napędową!

Niniejszym wywiadem ruszamy z serią rozmów pt. Ludzie Razem dla Bielan. Na początek chcemy przybliżyć Wam Marię Małecką-Rzodkiewicz – członkinię zarządu Fundacji „Zdążyć z Pomocą”, dyrektorkę Ośrodka Amicus, działaczkę SM Ruda, przewodniczącą Rady Rodziców SP 53 i redaktor naszej gazety.

Patryk Bernardelli: Mario, masz bardzo bogate doświadczenie w działaniu na rzecz innych. Powiedz, od czego to wszystko się zaczęło?

Maria Małecka-Rzodkiewicz: Pamiętam to jak dziś. Szłam do szkoły i w pewnym momencie zobaczyłam pana na wózku, który próbował otworzyć furtkę od ogrodzenia swojego domu, ale nie był w stanie, więc mu pomogłam. Pamiętam, że sprawiło mi to wielką radość i ta radość towarzyszy mi do dziś, gdy komuś pomagam i robię coś dla innych (Maria autentycznie promienieje, kiedy o tym mówi – przyp. red.).

Czyli właściwie od początku działasz na rzecz osób z niepełnosprawnościami?

Wtedy nie sądziłam jeszcze, że całe moje życie zawodowe będzie poświęcone osobom z niepełnosprawnościami. Co prawda już na studiach podejmowałam różne działania, z których część dotyczyła właśnie takich osób, ale zaczęłam skupiać się na nich dopiero w dorosłym życiu. Po studiach, ponieważ zamierzałam się przenieść do Warszawy, szukałam tutaj pracy, głównie w sferze społecznej i organizacjach pozarządowych. W kwietniu 2007 r. zadzwonił do mnie prezes Fundacji Dzieciom „Zdążyć z Pomocą” i zaoferował pracę. Od tamtej pory jestem z nią związana.

Opowiedz trochę nam o swoich działaniach w Fundacji.

Podejmuje wiele różnych aktywności związanych z problemami osób z niepełnosprawnościami. Z ramienia Fundacji udzielam się w organach społecznych m.in. Branżowej Komisji Dialogu Społecznego ds. Niepełnosprawności, która działa przy Biurze Pomocy i Projektów Społecznych Urzędu m.st. Warszawy, Forum Dialogu przy Państwowym Funduszu Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych czy Dzielnicowej Komisji Dialogu Społecznego. Byłam również w Komisji Dialogu Społecznego ds. Promocji Ochrony Zdrowia. Brałam ponadto udział w pracach Zespołu do spraw Opracowania Rozwiązań w zakresie Poprawy Sytuacji Osób Niepełnosprawnych i Członków ich Rodzin. Dużo się działo i dzieje nadal, chociaż macierzyństwo zmusiło mnie do oszczędniejszego dysponowania swoim czasem.

Z którego ze swoich działań jesteś najbardziej dumna?

Trudno wymienić jedną taką rzecz. Jestem zadowolona ze swojej działalności w Fundacji, że mamy możliwość wpłynięcia na polepszenie sytuacji osób z niepełnosprawnością. Na co dzień pracuję w Ośrodku Rehabilitacji Amicus, więc bardzo się cieszę, kiedy widzę postępy terapeutyczne u dzieci czy radość w oczach rodziców, kiedy ich pociecha stawia u nas pierwszy krok i kolejne.

To jakie są dalsze plany?

Planów jest dużo, ale przede wszystkim chciałbym zająć się tworzeniem systemowego wsparcia dla osób z niepełnosprawnościami po przekroczeniu przez nich 26 roku życia. Kiedy dziecko jest objęte systemem edukacyjnym, może liczyć na większe wsparcie ze względu na funkcjonujące rozwiązania np. wczesne wspomaganie rozwoju i pobyt w placówkach edukacyjnych. Po osiągnięciu 16, 18 i 26 lat wiele się zmienia. Z dnia na dzień rodzice zostają pozostawieni sami sobie z dzieckiem, już dorosłym, 24 godziny w domu.

Oczywiście w Warszawie, również ze względu na mocne działanie organizacji pozarządowych i Branżowej Komisji Dialogu ds. Osób z Niepełnosprawnościami, powstają np. mieszkania chronione czy kluby wsparcia, niemniej to są dalej takie inicjatywy, które nie mają swojego systemowego oparcia. Najbardziej mnie boli, kiedy widzę bardzo zmęczonych życiem rodziców osób dorosłych z niepełnosprawnością, którzy modlą się o to, aby ich dziecko odeszło przed nimi, bo nie wiedzą, jak ono poradzi sobie bez nich. Generalnie zatem plany na dalszą działalność to właśnie bycie w tym tworzeniu systemowego wsparcia osób z niepełnosprawnością, aby rodzic czuł, że może bezpiecznie odejść, aby wiedział, że to dziecko dorosłe nie jest pozbawione opieki.

A jak układa Wam się współpraca z władzami dzielnicy?

Fundacja od samego początku działa na Bielanach, mamy tutaj swoje korzenie i naturalnie podejmujemy współpracę z dzielnicą. W tym roku świętowaliśmy nasze 25-lecie. Z tej okazji podjęliśmy kilka inicjatyw, w których bardzo wsparł nas właśnie burmistrz Grzegorz Pietruczuk – za co mu z całego serca dziękujemy. Na bloku przy ul. Żeromskiego 19 powstał dedykowany naszej Fundacji mural, namalowany przez znanego artystę Wojciecha Brewkę. Poza tym odbył się jeszcze urodzinowy piknik na stadionie Hutnik Centrum Aktywna Warszawa, w trakcie którego rozegrany został mecz pomiędzy drużyną Fundacji a drużyną złożoną ze znanych osób ze świata piłkarskiego. Piłkarskim zmaganiom sędziował Grzegorz Listkiewicz. Oprócz tego braliśmy udział i zorganizowaliśmy sami wiele mniejszych lokalnych pikników.

Działasz też na rzecz swojego osiedla. Czym zajmujesz się w Stowarzyszeniu Razem dla Bielan?

Uczestniczę w wielu inicjatywach, które Stowarzyszenie podejmuje na terenie dzielnicy. Z racji wykształcenia psychologicznego, w czasie pandemii wspierałam psychologicznie osoby starsze. Pomagałam w piknikach, zresztą Stowarzyszenie poznałam właśnie przez udział w spotkaniach plenerowych i nie wiedziałam wtedy, że Grzegorz Pietruczuk jest burmistrzem.

Moje inicjatywy są też w dużej mierze połączone z działalnością w Radzie Rodziców w Szkole Podstawowej nr 53 im. M. Zaruskiego. Bardzo chcieliśmy doprowadzić do remontu tej szkoły, w szczególności wymiany jej elewacji. Krok po kroku zbliżamy się do realizacji tych celi. Po wielu latach został np. wyremontowany i oddany do użytku tzw. domek, w którym odbywają się teraz zajęcia logopedyczne i kulinarne. To wszystko to nasza wspólna praca, Dyrekcji Szkoły, Rady Rodziców, ale nie udałaby się bez przychylności burmistrza i radnych. Oprócz tego składałam projekty do budżetu obywatelskiego dla Rudy.

No dobrze, a jak już jesteśmy przy Rudzie, to czy twoim zdaniem powinna być na Żoliborzu czy zostać
na Bielanach?

Były takie pomysły i pewnie nadal pojawiają się w dyskusjach mieszkańców. Natomiast moim zdaniem Ruda jest tak zakorzeniona w Bielanach, że chyba trudno byłoby teraz, aby stała się częścią Żoliborza. Moje serce jest na Bielanach. W żadnej innej warszawskiej dzielnicy nie czuję się tak dobrze jak tutaj. Jest tu dużo zieleni. Są przyjaźni ludzie, ale tacy z iskrą. Profesor Religa powiedział kiedyś, że żeby kogoś zapalić, samemu trzeba płonąć. Więc jeśli są ludzie, którzy płoną, to oni też dalej podpalają innych – oczywiście w przenośni. Myślę, że w naszej dzielnicy są ludzie, którzy mnie osobiście podpalają, dlatego moim zdaniem miejsce Rudy jest na Bielanach.

Jak zmieniła się Ruda przez ostatnie lata?

Oj, zmieniła się bardzo. Patrzę na to przede wszystkim oczyma matki. Ruda to świetne miejsce do wychowywania dzieci. Mamy kompletne zaplecze oświatowe, tereny sportowe, place zabaw, spokojne uliczki, bogate w zieleń parki, Las Bielański czy lokalne centrum handlowe na osiedlu, gdzie mogę zaopatrzyć się we wszystko, co potrzebne. Jak się budzę, to za oknem słyszę śpiew ptaków, szelest liści i szum Wisły. Niby miasto, a jednak spokojnie jak na wsi.

Dzielnica stale inwestuje w Rudę. Liceum przy Gwiaździstej przeszło kompleksową modernizację. Mój Zaruski również przejdzie gruntowny remont, ostatnio dzięki naszemu burmistrzowi i radnym miejskim udało się pozyskać większe środki na tą inwestycję. Czego chcieć więcej?

No właśnie, to czego jeszcze potrzebuje Ruda?

Myślę, że bardzo wielu działań związanych z integracją międzypokoleniową, bo na Rudzie mieszka dużo osób starszych, ale są też młodzi i dzieci. Zostały już podjęte takie inicjatywy, ale potrzebne jest jeszcze więcej takich działań, a zarazem miejsc, które pozwolą im się spotkać, poznać i zrozumieć siebie nawzajem.

I jaki jest twój pomysł na to?

Mam pewien pomysł, chociaż jest on na razie na etapie burzy mózgów. Chodzi o wykorzystanie młodzieży szkolnej. Być może stworzyć taki wolontariat wspierający osoby starsze, ale również takie spotkania, jak choćby niedawna potańcówka, pikniki, wieczory planszowe czy szachowe, gdzie będzie zapraszana cała taka społeczność. Potrzebne jest miejsce spotkań na Rudzie.

Przejdźmy teraz do bardziej prywatnych pytań. Jak udaje Ci się znaleźć na to wszystko czas?

Rzeczywiście był taki moment, kiedy będąc chora, musiałam zmieniać czy odwoływać swoje plany, to również miałam w głowie takie pytanie: „Jejku, jak ja to wszystko robię?”. Myślę, że to jest kwestia wykorzystania dosłownie każdej minuty, żeby coś zrobić, gdzieś zadzwonić, coś zapisać. Nie zastanawiać się za dużo – tylko robić. Jest to rzeczywiście dużo pracy.

Czyli nie tylko dobre zarządzanie, ale też bycie w pełni sił. Jaka jest recepta Marii Rzodkiewicz na to, żeby zawsze mieć siłę?

Wiele osób mnie o to pyta, bo podobno wyglądam młodo (mówi żartobliwie Maria – przyp. red.). Moim motorem napędowym jest praca z młodzieżą. Oprócz pracy w ośrodku rehabilitacyjnym i dla Fundacji prowadzę też scholę dziecięcą przy kościele. Poza tym – aktywność fizyczna. Uważam, że ruch to życie. Tak, nie tylko zdrowie, ale metoda na życie. Bardzo lubię być w ruchu, coś robić. Rodzice w ośrodku nazywają mnie latającą panią dyrektor, bo chodzę bardzo szybko. Wieczorami biegam po Kępie Potockiej, oczywiście po bielańskiej stronie. Uwielbiam tam pokonywać kolejne kilometry, bo jest to niesamowite, a zarazem tajemnicze miejsce. Ważne jest też zdrowe odżywianie. Moje dzieci mówią, że jestem jak królik, bo jem dużo zielonego.

Na koniec chciałem się jeszcze zapytać o to, co byś doradziła komuś, kto chciałby tak jak Ty zacząć działać na rzecz innych.

Bardzo ważne jest to, aby mieć w życiu pewną stabilność, coś, na czym można się oprzeć. Dla mnie jest to wiara i rodzina, która zapewnia mi wsparcie i poczucie, że mam miejsce, do którego zawsze mogę wrócić. Wtedy można całą swoją energię wykorzystać na działania na rzecz innych.

Dziękuję za rozmowę.

Podobne wiadomości