W marcowym wydaniu pisma „Życie WSM” ukazał się artykuł, w którym w skandaliczny i bezprecedensowy sposób zaatakowano Spółdzielców, członków Rady Nadzorczej oraz władze Bielan. Jest to również artykuł entuzjastycznie i bezkrytycznie podkreślający rzekome zasługi Pani Prezes. Nie możemy pozostawić tej publikacji bez komentarza.
W pierwszej kolejności należy wyraźnie podkreślić, że Warszawska Spółdzielnia Mieszkaniowa nie jest prywatną firmą należącą do pani Prezes. Jest ona zatrudniona przez nas, spółdzielców, to my płacimy jej wysokie wynagrodzenie, oczekując profesjonalnego, kompetentnego i przejrzystego zarządzania. Mamy również prawo do weryfikacji czy te obowiązki są realizowane poprawnie.
Czujemy, że niestety tak nie jest. Przede wszystkim Zarząd Spółdzielni w sposób niespotykany wcześniej zaczął ograniczać dostęp do informacji. Tajne umowy. Poufne negocjacje. Niejasne plany. Decyzje podejmowane za plecami spółdzielców. Także w sprawach, gdzie powinniśmy mieć decydujący głos.
Przekonanie, że w spółdzielni dzieje się niedobrze, podzielają spółdzielcy zgromadzeni wokół profilu „Dolina Rudawki”. O wielu działaniach zarządu dowiadujemy się właśnie z tego źródła, choć powinniśmy otrzymywać informacje bezpośrednio od Spółdzielni. Tych właśnie ludzi na łamach „Życia WSM” obrażono i nazwano „hejterami”.
W czym widzimy problem? Nasza Spółdzielnia zaprzestała podstawowej funkcji, dla jakiej istnieje. Budowa mieszkań. Kiedy WSM ostatnio wybudowała lokale spółdzielcze? Kiedy oddała nowe mieszkania lokatorskie? Ostatnie inwestycje to nie są inwestycje spółdzielni. Ceramiczna czy planowana Lindego to inwestycje deweloperskie.
Ich realizacja sprowadza się do przekazania ziemi firmom deweloperskim za odpowiednim wynagrodzeniem. Oferowane mieszkania do sprzedaży na wolnym rynku są za standardowe deweloperskie stawki. Ilu spółdzielców będzie na to stać? No właśnie. W którym momencie i dlaczego WSM straciło wolę, chęć i kompetencje do tego, aby – cytując hymn Spółdzielni – budować „dla wszystkich ludzi pracy”?
Inwestycji deweloperskich nie brakuje w Warszawie. Na Bielanach również. Każda osoba z wystarczająco zasobnym portfelem może skorzystać z takich ofert. Gdzie są jednak mieszkania spółdzielcze, lokatorskie, te bardziej przystępne? Te, które mogłyby być zasiedlone przez nasze dzieci lub wnuki? Wydaje się, że Zarząd WSM w którymś momencie zgubił misję i cel istnienia spółdzielni. I my, spółdzielcy mamy prawo o tym przypominać.
Bardzo poważne wątpliwości budzi również historia inwestycji na Lindego – której poświęcono w rzeczonym piśmie kolejny, obszerny artykuł. Skoro bowiem jej prowadzenie wymagało zgody spółdzielców, czemu o tę zgodę nie zapytano odpowiednio wcześniej? Czy Walne Zgromadzenie jest przysłowiową „maszynką do głosowania” i ma akceptować każdą rekomendację zarządu? Skoro to bowiem nasza, spółdzielców kompetencja, skandaliczne jest, że zostaliśmy w podejmowaniu tej decyzji do ostatniej chwili pominięci.
Na zebraniu powiedziano, że w umowie są wysokie kary. Kto podjął decyzję o jej podpisaniu z takimi postanowieniami, skoro nie było pewności, że zostanie przez nas zatwierdzona? Jeżeli się nie zgodzimy, kto ma te kary zapłacić? Cała ta inwestycja i jej prowadzenie rodzi ogromną ilość wątpliwości i pytań, na które mamy prawo znać odpowiedź. Dziś już można jednak powiedzieć, że sposób procedowania w sprawie Lindego był skandaliczny.
Kolejne pytanie związane jest z faktem, ze WSM oddaje kolejne, atrakcyjne nieruchomości pod komercyjne inwestycje prywatnych firm. Jest to podobno bardzo dla nas korzystne. Czemu więc dla wielu z nas czynsze rosną bardziej niż inflacja? Gdzie się podziały te zyski i korzyści? Chcielibyśmy również wiedzieć, dlaczego w Zarządzie nie ma członka odpowiedzialnego za finanse. Czy w ogóle ktoś obecnie kontroluje działania pani Prezes Różewskiej?
Osoby, które były na walnym zebraniu pamiętają, iż w kluczowym momencie głosowania nad absolutorium, pojawiła się duża grupa ludzi, niebędących spółdzielcami, rozmawiających między sobą w obcym języku. Osoby te były pełnomocnikami. Oddały głos za absolutorium i wyszły. Czy to jest normalna sytuacja? Od spółdzielców słyszymy, że informacje o kolejnych zebraniach docierają do nich z trudem, komu przeszkadza ich obecność i udział?
My, spółdzielcy, mamy prawo wyrażać wątpliwości. To nie jest żaden hejt. Mamy prawo pytać. Mamy prawo głosować na walnych w zgodzie z własną oceną. Mamy też prawo oczekiwać, iż Rada Nadzorcza będzie kontrolować działania Zarządu. I mamy prawo w końcu oczekiwać, że spółdzielnia będzie działać w naszym interesie oraz realizować swój cel i misję. Rzeczywiście oczekujemy, że Spółdzielnia będzie budować mieszkania. Spółdzielnia, nie deweloperzy.
No i samo „Życie WSM”. Redakcja naszego własnego czasopisma obrzuca nas błotem. Ponieważ zdecydowaliśmy się działać. Realizować swoje prawa. Zadawać pytania i oczekiwać rzetelnych odpowiedzi. A pismo to miału przecież służyć informacji dla spółdzielców, nie zaś propagandzie i szczuciu. W jaki sposób służy naszej Spółdzielni atakowanie na łamach wewnętrznego periodyku burmistrza Pietruczuka i bielańskiego samorządu? Tego samego, który przez ostatnie lata wspiera naszą Spółdzielnię.
Nie chcemy obrony skandalicznego procedowania nad przekazaniem ziemi pod inwestycję deweloperską na Lindego. Chcemy odpowiedzi, dlaczego zostaliśmy jako spółdzielcy pominięci w procesie decyzyjnym. Kto i dlaczego podpisał umowę, która w razie braku zgody, będzie wiązała się z karami umownymi? Dlaczego nie możemy zbudować tam mieszkań spółdzielczych? Na te kluczowe pytania „Życie WSM” już nie odpowiada.
Członkom Spółdzielni stawiamy pod rozwagę, czy aby na pewno otrzymujemy od Zarządu to, za co sporo płacimy i czego od osób na takich stanowiskach oczekujemy. Czy aby na pewno wywiązują się ze swoich obowiązków wobec nas. Być może rzeczywiście warto pomyśleć o zmianach.
autorzy: Renata Ciupka i Tomasz Ciupka
tekst ukazał się pierwotnie w Gazecie Stowarzyszenia wydanie 1/2025